Ciągle żyję Opentańcem...
Komentarze: 0
Ech, pewnie znowu zacznę chwalić "Opentańca" ^^'' Zrozumcie - to była najwspanialsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam. Istne opętanie! Szczerze współczuję wszystkim, którzy nie mogli tego zobaczyć.
Właśnie ściągnęłam ponad 70 zdjęć z spektaklu i jeszcze raz, na nowo przeżyłam to wszystko... jeszcze raz wspomniałam mistrzowski taniec i to zgranie - a jednocześnie jakiś taki chaos... niby wszyscy tańczyli równo i zgodnie, ale wystarczyło trochę się przyjrzeć, żeby zauważyć, iż każdy tancerz tańczy swój własny, indywidualny taniec. A wśród tego czaru - wyłania się sylwetka dwójki głównych bohaterów - Jana i dziewczyny, którzy przeżywają swe uczucie podczas najkrótszej nocy lata. I widzę, jak wśród tego wszystkiego przewija się wątek zazdrości, miłości, cierpienia... najbardziej w pamięć zapadła mi chyba scena, gdy Dziewczyny tańczy samotnie, by wyrazić tę pustkę, jaką przeżyła po stracie Jana, jak tańczy najpierw smutnie, coraz smutniej... histerycznie, chaotycznie, ona chyba już nie wie, co powinna robić... potem znów uspokaja się, by znów dać upust swym emocjom. Od razu widać - taniec cierpienia, autentycznie widać jej ból.
Ze wzruszeniem będę wspominać każdą sekundę tego wspaniałego show. Bo w każdej sekundzie coś się działo! A to ktoś wybiegł, ktoś wbiegł, ktoś się wczołagał, zakradł, zatańczył, uciekł, stanął na jednej ręce, wykonał szereg piruetów, upadł i podniósł się... i to wszystko naraz! Czego tam nie było...
Strasznie podobał mi się wyraźny podział na role. Postać Jana i Dziewczyny zawsze lekko odróżniała się od reszty, tak, że nie sposób było ich nie zauważyć (chociaż w pewnym momencie Jan nagle pojawia się znikąd i naprawdę nie mam pojecia skąd to on wylazł ^^ale wszyscy tancerze pojawiali się nagle w takich miejscach, że można było dostać oczopląsu...) Grupa Słowianek tańczyła nieco inaczej od Słowian, bardziej zwiewnie, natomiast oni z dokładnością robotów i niesłychaną energią i siłą... Cudownie zagrała drużyna kwiatu paproci - gibali się na wszystkie, niemożliwie dziwne strony... ale jaki efekt! Mogłabym ich porównać do takich gumowych robaczków, bo byli ubrani w zielone, opinające ciało (^^) kostiumy z fantazyjnymi czarnymi znaczeniami. Naprawdę zachowywali się jak z gumy... Coś wspaniałego! W oczy rzucała się także grupa... hmmm, nie mam pojęcia jak to nazwać. Wróżek? (A raczej wróży, bo to faceci je grali ^^), wiedźm jakiś czy co... w każdym razie - jak się na nich patrzyło to od razu widać było tą cześć, tą tajemnicę i jakiś niepokój...
Stroje - przepiękne, u dziewczyn zwiewne i delikatne, u mężczyzn - w jednej scenie niemalże brak :P, w większosci scen faceci występowali w samych spodniach, bądź króciutkich koszulkach. Kiedy byli bez tych ostatnich można było podziwiać przepiękne tatuaże na plecach................
Ach, co ja będę tu wam opisywać... to trzeba zobaczyć, inaczej się nie da!
Wszystkie sceny były dopracowane do ostatniego szczegółu, każde drgnienie nogą, nawet palcem było zaplanowane i włączone do rytmu. W ogóle wszystkie ruchy tancerzy były ściśle połączone z rytmem, bo każdy z nich miał do wykoniania swoją własną, indywidualną rolę, i by zgrać ją z rolami innych - musiał wczuć się w muzykę, w rytm. Muzyka obfitowała, zresztą jak sztuka, w miliony szczegółów, według których poruszali się tancerze. Bardzo podobał mi się ostatni taniec, kiedy to my, publiczność, wyklaskiwaliśmy, wybijaliśmy, wykrzykiwaliśmy rytm dla tancerzy. Bisowali chyba 20 minut... a ja nie omieszkałam podziękować im za to dwukrotnymi owacjami na stojąco. Nie ja jedna zresztą... wszyscy krzyczeliśmi i dawaliśmy się ponieść tej energii, tej magii tańca... opętańca.
Byliśmy jak w transie.
To było....
Wspaniałe.
Dodaj komentarz